Copyright © Instytut Rozwoju DIDASKALOS 2013
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
<DO GÓRY
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
Macierzyństwo, takie szlachetne słowo, a tak siermiężnie i srogo dźwięczy w moich uszach. Niesie przesłanie o doskonałości, powadze, sztywności i ciężarze. Cóż, tak je słyszę…
Choć od ponad dwudziestu lat dane mi jest cieszyć się dwiema córkami, to nigdy nie nazwałabym tego co robię z nimi i dla nich macierzyństwem. Już prędzej dorastaniem, dojrzewaniem albo, po mojemu, matulowaniem, gdyż “Matulą” ochrzciły mnie lata temu.
Zanim zostałam mamą, nie zdążyłam się stosownie wyedukować w tej materii. Jakoś temat mnie nie kręcił. O rodzicielskich blogach nikt nie słyszał, bo internetów nie było. Ćwierć wieku temu literatura branżowa prezentowała się mizernie, a to co przez przypadek wpadło w moje ręce, niosło idealistyczne przesłanie dla niepokalanych matek karmicielek, czyli nie dla mnie, boleśnie świadomej swych niedoskonałości.
Bóg ustawił już wszystkich ludzi na twojej ścieżce do spełnienia marzeń i wizji. Teraz pozostało ci tylko pozbyć się tych niewłaściwych.
Joel Osteen
Jesteśmy stworzeni do budowania w oparciu o połączenia i pracę zespołową. Nasz przełom i sukces jest uzależniony od połączeń z właściwymi ludźmi, a porażka, czy też przeciętność często są rezultatem samodzielnego budowania, czy też budowania z niewłaściwymi osobami.
Z kim powinieneś się przyjaźnić?
Przyjaźń jest wielką wartością, a wraz z upływem lat, szczególnie w przypadku osób dorosłych, pielęgnowanie przyjaźni wymaga świadomej pracy i płacenia ceny. Rzadko kto ma przyjaciół na całe życie. Zwykle przyjaźnimy się z ludźmi w pewnych konkretnych okresach życia. Dlatego też warto te okresy dostrzegać, a także uświadamiać sobie z kim na danym etapie powinniśmy budować.
Osoby zaangażowane w służbę, szczególnie przywódcy, są Obietnicą dla tych, na których oddziałują. Ludzie wierzą, że jest w nich Boża cząstka, że chodzą z Bogiem, że mają z Nim autentyczną więź, że słyszą Jego głos, że choć częściowo rozumieją Jego wolę, że idą i prowadzą we właściwym kierunku.
Gdy patrzę wstecz na swoją służbę i przywództwo, to muszę przyznać, że największe błędy, które popełniłem i nad którymi boleję, dotyczyły mojego podejścia do otaczających mnie ludzi. Za bardzo byłem pochłonięty s o b ą, realizacją s w o j e g o potencjału i s w o i c h zamysłów. Za mało zwracałem uwagę na innych. Nie byłem też dostatecznie wrażliwy. Byłem przekonany, że sukces przyjdzie do mojego życia dzięki ciężkiej pracy, wyrzeczeniom i poświęceniom. Jakże się myliłem! Oczywiście, aby odnieść sukces należy ciężko pracować, wyrzekać się różnych rzeczy i poświęcać się, ale rzeczy te nie są głównymi składnikami recepty na sukces. Ma ona elementy o wiele istotniejsze – należą do nich przede wszystkim dobra relacja z Bogiem i z ludźmi.
Prawdziwy sukces w służbie i w przywództwie jest przede wszystkim owocem dobrych relacji z Bogiem i z ludźmi.
Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! (Filipian 2:4 BT)
Gdy miałem 35 lat poczułem się jak pusty garnek z wypalonymi dziurami. Czułem się wykorzystany, zużyty, wypalony, wzgardzony, odrzucony. Myślałem, że nie mam nic wartościowego, czym mógłbym się podzielić z innymi. Czułem się tak, jakbym zjeżdżał na bocznicę, aby utknąć wśród starych, wysłużonych, zardzewiałych i zniszczonych wagonów.
Jedną z przyczyn ku temu była moja dysfunkcja, z której nie zdawałem sobie wtedy sprawy. W tym czasie byłem nastawiony na to, aby pomagać, dawać i inwestować w innych, ale sam nie prosiłem o pomoc, nie mówiłem o tym, czego potrzebuję i nie eksponowałem się na to, aby ludzie mogli we mnie zainwestować. W rzeczywistości nie chciałem niczego przyjmować, nie szukałem pomocy, a jeśli już jej w czymś potrzebowałem, to byłem zbyt dumny, aby o nią poprosić. W wyniku tego wyjałowiłem się, czułem, że nic wartościowego nie mam już do dania, zacząłem się wypalać zawodowo. Miałem coraz mocniejsze przekonanie, że aby nadal móc dawać i pomagać, muszę zacząć coś przyjmować do swojego życia.
Przez całe lata wierzyłem, że Bóg ma moc, aby uzdrawiać. Czytałem lub słyszałem o wielu różnych przypadkach cudownych uzdrowień, jednak nie widziałem takich uzdrowień “na własne oczy”, ani sam żadnego uzdrowienia nie doświadczyłem. Doszedłem w końcu do przekonania, że Bóg, choć może, to nie zawsze chce uzdrowić człowieka i że ma zapewne ku temu jakieś ważne powody. Przez całe lata modliłem się o chorych ludzi z nadzieją, że Bóg być może ich uzdrowi, ale nie z wiarą, że to zrobi. Na początku grudnia 2014 r. dowiedzieliśmy się, że u mojej żony Basi zdiagnozowano złośliwy nowotwór. W jednej chwili “cały mój świat się zawalił” …
Tak się umownie przyjęło, że pastorzy w poniedziałki cierpią na depresję. Coś w tym jest, ale prawda jest taka, że wielu ma ją cały czas, łącznie z niedzielą. Kiedyś też tak było, ale nikt nie miał ochoty o tym rozmawiać, bo to by świadczyło, że taki pastor starcił wiarę, zaparł się Jezusa – co by stawiało go na równi z ekskomunikowanym cudzołożnikiem. Chociaż już w Biblii czytamy o depresji Eliasza, na przykład sukces nie wyklucza depresji, a często idzie z nią w parze, stany depresyjne są jakby jednym z efektów sukcesu. Historia pokazuje ludzi sukcesu zmagających się z depresją: John Wesley, Charles Spurgeon, Jan Kalwin, Marcin Luter, Abraham Lincoln, Winston Churchill, Martin Luther King, Nelson Mandela, Goethe, Bismarck, Tołstoj. Jeśli zatem dopada cię depresja, to zapewne jesteś człowiekiem sukcesu. Marne to w tym stanie pocieszenie, ale zawsze coś.
Andrzej Mytych: Mam dzisiaj przyjemność rozmawiać z Wojciechem Włochem. Jest on pastorem Kościoła Jezusa Chrystusa i przewodniczącym kolegium Kościoła Bożego w Polsce. Chciałbym wykorzystać tą możliwość i porozmawiać o przywództwie. Masz już ponad dwudziestoletnie doświadczenie w przywództwie, szczególnie w kościele. Powiedz mi, czym według Ciebie jest przywództwo i jaka jest jego rola w kościele?
Wojciech Włoch: Dla mnie jest tym, o czym mówi to słowo, przywództwo oznacza przewodzić. Ktoś, kto jest przywódcą wie dokąd idzie i wie dokąd chce poprowadzić ludzi.
Przez ponad cztery lata mieszkałem wraz z żoną na Ukrainie, a potem na Białorusi. Najpierw przez piętnaście miesięcy uczyliśmy się na Ukrainie, głównie w Dniepropietrowsku. Uczestniczyliśmy tam w życiu kościoła, który miał ponad 1500 członków. Później, przez trzy lata pracowałem na Białorusi, między innymi w kościołach, które miały pomiędzy 1000 a 3500 tysiąca członków. Kościoły te zrobiły na mnie ogromne wrażenie.
Gdy wróciłem do kraju, zdziwiły mnie wypowiedzi niektórych polskich liderów, którzy z wyraźną pogardą wypowiadali się o większych kościołach. Zawsze gdy słyszałem tego typu wypowiedzi, pojawiały się w mojej głowie dwa pytania: Czy kiedykolwiek uczestniczyłeś w życiu dużego kościoła? I czy uważasz, że „dobry” kościół to mały kościół, a duży to „zły”?
Osobiście myślę, że z kilku powodów przedstawionych poniżej każdy kraj potrzebuje pewnej liczby dużych kościołów.
Andrzej Mytych: Powiedziałeś mi jak żona może wspierać pastora w trudnych sytuacjach. Zadam Ci pytanie z drugiej strony. Powiedz mi, w jaki sposób pastor może wspierać swoją żonę? Czasami pastorstwo trwa dziesięcioleciami i wiąże się z wieloma wyzwaniami.
Mirosław Szatkowski: To jest trudne pytanie i wielkie wyzwanie.
Gdy uczyłem się w seminarium teologicznym na Ukrainie, moim ulubionym wykładowcą był biskup Makajenko. Wykładał i nauczał na temat ewangelizacji i czynienia uczniami oraz praktycznej służby.
Człowiek ten był niezwykłym mężem Bożym. Nauczyłem się od niego wielu przydatnych lekcji, a najważniejsza dotyczyła sposobu wnoszenia uzdrowienia do lokalnego kościoła, a także wprowadzania dobrych zmian do wspólnoty tak, aby podnieść jej funkcjonowanie na wyższy poziom.
Biskup Makajenko często powtarzał:
– Pamiętajcie w swojej pracy stare rosyjskie przysłowie: „Ryba gnije od głowy, a czyści się ją od ogona”. Niektórzy przywódcy myślą, że dobre zmiany zależą od ludzi, którymi przewodzą. Ale najczęściej wyzwaniem nie są ludzie, ale przywódcy. Zmiany muszą zacząć się od „głowy”. Dopiero później są widoczne w „ogonie”. Dlatego nie zaczynajcie procesu przemian „od dołu” – od ludzi, którymi przewodzicie. To rzadko przynosi pożądane rezultaty. Zróbcie porządek z „głową” – zacznijcie od zmian w przywództwie, a z „ogonem”– czyli całą resztą – będzie tak, jak należy.
Kilka tygodni temu miałem możliwość przeprowadzić wywiad z Danielem Dunnem – pastorem z Florydy na temat sukcesu w służbie. Pastor Daniel zaprezentował bardzo ciekawe spojrzenie na ten temat.
Andrzej Mytych: Cieszę się, że mogę dzisiaj gościć Daniela Dunna, znakomitego mówcę, który przyjechał do nas ze Stanów Zjednoczonych. Obecnie usługuje w kościele Real Life Church w Tampie na Florydzie. Jest popularnym mówcą, którego miałem dzisiaj przywilej tłumaczyć na konferencji dla polskich pastorów. Postanowiłem wykorzystać tę okoliczność i zadać mu dwa pytania, które nurtują mnie oraz moich przyjaciół.
Pastorze, jaka jest twoja definicja „sukcesu w służbie”? Jakby pastor zdefiniował pojęcie sukcesu w służbie?