Copyright © Instytut Rozwoju DIDASKALOS 2013
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
<DO GÓRY
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
Najgorszym nieszczęściem mądrego człowieka jest brak możliwości wywierania wpływu.
Herodot
Ludzie mądrzy pragną wywierać wpływ. Nie wynika to z żądzy władzy, czy też z chęci zaspokojenia swoich własnych małostkowych ambicji, ale z realnej potrzeby, która jest w naszym społeczeństwie. Potrzebujemy, aby mądre osoby zajmowały swoje miejsca w społeczeństwie i wywierały dobry wpływ. Miejsce wpływu nie może pozostawać puste. Jeśli nie zajmą go ludzie z klasą, to zajmą je inni, ale ktoś je zająć musi.
Pracując jako coach często powtarzam:
Menadżerzy komplikują sprawy, a liderzy je upraszczają.
Kiedy pojawił się Jezus, religijni przywódcy tamtych czasów, którzy w rzeczywistości zachowywali się bardziej jak menadżerzy, wypełnili księgę zasad przynajmniej 365 nakazami. Jezus, będąc wielkim przywódcą, powiedział: Pozwólcie, że wam uproszczę życie – są tylko dwa przykazania i jeśli je wypełnicie, to inne również będą wypełnione. Liderzy powinni zawsze szukać sposobów uproszczenia życia i sprawienie, aby ten złożony świat, w którym obecnie żyjemy, był choć trochę łatwiejszy dla tych, którzy poddają się naszemu przywództwu.
Oto siedem rodzajów zmiany, które co jakiś czas można wprowadzać do swojego życia, aby je uprościć, ulepszyć i sprawić, że będzie łatwiejsze:
Szczęście określa się jako dobrą, przyjemną emocję spowodowaną doświadczeniem, ocenianym jako pozytywne przez tego, kto je przeżywa. Ludzie pragną być szczęśliwi, dla każdego oznacza to coś innego, jednak wspólnym mianownikiem, jest to, że w odczuciu konkretnej osoby to, co aktualnie przeżywa, doświadcza jest jak najbardziej pozytywne i właściwe. Temat szczęścia jest złożony i analizowany przez ludzkość od wieków. Czasami ludzie prezentujący publicznie swoje wypowiedzi dają „recepty na wykupienie” szczęścia, jednak istnieje ryzyko, że zastosowanie ich nie przyniesie oczekiwanego rezultatu. Mogą to być tylko subiektywne przeżycia konkretnej osoby oraz jej własne postrzeganie tego zagadnienia.
Czy można do tematu szczęścia podejść jak do obiektu badań? Czy wyniki własnych obserwacji można przedstawiać jako fakt, pewnik, niepodważalne twierdzenie?
Siedziałem z rodziną na plaży. Opodal mnie siedziały dwie panie z dziećmi. Wyglądały na przyjaciółki. Rozmowa toczyła się wokół tego, co zrobiły, gdzie były, co osiągnęły, do jakich szkół ich dzieci chodzą, co potrafią… Wyczuwało się lekką rywalizację. Wyglądało to tak jakby chciały zrobić na sobie dobre wrażenie.
Przyszła mi taka myśl:
Moja trzyletnia córka często przychodzi do mnie i szczebiocze. Ostatnio zwróciłem uwagę na to, że w tym wszystkim, co do mnie mówi przewija się siedem pytań. Powtarzają się tak często, że zacząłem nad nimi rozmyślać.
Myślę, że te siedem pytań wiele mówi na temat potrzeb kobiet. Według mnie tą lekcję powinien przyswoić sobie każdy mężczyzna, w życiu którego są kobiety, które kocha (niezależnie od ich wieku).
Wczoraj spotkałem się ze swoim znajomym z młodości. Zaczęliśmy od zwyczajowego:
– Co u ciebie słychać?
Rozmowa zeszła na małżeństwo. Nagle z powierzchownej wymiany zdań, zaczęliśmy rozmawiać na bardzo osobistym poziomie. W pewnym momencie powiedział:
– Za rok będziemy z żoną obchodzić 25-lecie naszego małżeństwa. Przez pierwsze lata byłem złym mężem. Nie byłem odpowiedzialny. Nie szanowałem żony. Byłem dla niej przykry. Byłem skupiony na sobie. Rzadko zaspakajałem jej potrzeby. Ona przy mnie dojrzewała przez te lata jako kobieta, ale ja nie byłem dla niej dobrym oparciem. Nie tworzyłem domu, który byłby dla niej odpowiednim środowiskiem dla jej rozwoju, jako kobiety, żony i matki.
Dopiero z czasem to zrozumiałem i zacząłem pracować nad sobą. Szkoda, że było to w momencie, kiedy nasze małżeństwo zawisło na włosku. Ale udało nam się przezwyciężyć nasze problemy i dzisiaj jesteśmy szczęśliwym małżeństwem. Ostatnie lata są naszymi najlepszymi.
– W dzisiejszych czasach – powiedziałem – wielkim osiągnięciem jest, gdy człowiek utrzyma rodzinę. Nie tak wiele w życiu osiągnąłem, ale mam żonę i trójkę dzieci, w miarę szczęśliwą rodzinę. Dla wielu ludzi w moim wieku to tylko marzenie. Chcieliby to mieć. Tak dużo rodzin się rozpadło, tyle w tej chwili się rozpada…
– To prawda. Sam ostatnio obserwowałem cztery pary znajomych, które się rozwodziły. Ale to wszystko dlatego, że dzisiaj małżonka traktuje się jak telewizor.
– Jak telewizor? – powtórzyłem za nim, myśląc że się przesłyszałem.
– Tak, jak telewizor – potwierdził. – Pamiętasz jak to było kiedyś z telewizorami w naszym dzieciństwie? Gdy się psuły, to się je naprawiało. A dzisiaj? Gdy teraz psuje się telewizor, to się go złomuje i idzie kupić nowy. W taki sposób wielu ludzi podchodzi do małżeństwa – gdy coś się psuje, to zamiast zająć się jego naprawą, kończą je i rozglądają się za kimś nowym, za nowym związkiem.
Ostatnio rozmawiałem z mężczyzną, który po roku małżeństwa rozwodzi się. Po roku? Co takiego mogło wydarzyć się podczas pierwszego roku związku małżeńskiego? Gdy zapytałem go o powód, zasypał mnie listą śmiesznych wymówek. Byłem naprawdę zdumiony. Tam nie było nawet zdrady, nie zostali przez życie wypróbowani w okrutny sposób, nie zderzyli się z chorobą, nie było żadnego nałogu, po prostu stwierdzili, że nadszedł czas na zmianę modelu (tj. małżonka), bo ten, którego posiadali nie odpowiadał im. Tak jakby małżonek był telewizorem, który można wyzłomować i zastąpić drugim.
Słuchając swojego znajomego, zwróciłem uwagę na dwa ważne spostrzeżenia odnośnie małżeństwa.
Małżeństwo i rodzina powinny być dla nas wartościami. Nasi najbliżsi to nie tanie sprzęty RTV, które można wyrzucić z naszego życia i zastąpić nowymi. Oni są naszym skarbem, o który powinniśmy się troszczyć.
Nie myl swojego małżonka z telewizorem. Gdy małżeństwo zaczyna się psuć, to nie jest czas, aby je zakończyć, ale aby nad nim pracować i naprawić je, zaczynając pracę od siebie.
Photo credit: Wikimedia Commons
Zastanawiałam się ostatnio dlaczego tak bardzo lubimy czytać Psalmy. To ciekawe, że król Dawid nie napisał żadnej mądrej księgi pomimo tego, że miał bogaty życiorys i naprawdę wiedział o czym pisać, ale zdecydował się właśnie na piosenki… Gdyby śpiewał je dzisiaj, możliwe że nawet zawędrowałyby na szczyty list przebojów.
Czytając Psalmy trudno jest oprzeć się wrażeniu, że były one dla Dawida sposobem na radzenie sobie na poziomie serca z trudnymi sytuacjami w jego życiu. Śpiewał o tym, co przeżywał, wylewał swoje serce przed Bogiem, (a miał co wylewać), aż dochodził do miejsca prawdy ukrytej głęboko. Dawid śpiewał – wyśpiewywał swoje żale, smutki, radości, frustracje, objawienia i zachwyty, aż dotykał serca Boga i w swoich okolicznościach powracał do decyzji ponownego zaufania Panu.
Psalmy podnoszą nas tak bardzo, ponieważ dotykają naszych serc, nie są nużącymi traktatami teologicznymi, wznoszą się ponad bariery, uderzają w struny naszego serca i łączą nas z sercem Boga.