Teoria literatury była dla mnie jednym z mniej przyjemnych zajęć na studiach polonistycznych. Okazała się jednak niezbędna do zrozumienia różnych zjawisk literackich, np. kompozycji, właściwości językowych dzieła oraz wielu, wielu innych. Z pewnością są ludzie mocno zainteresowani tą dziedziną nauki o literaturze. Ja natomiast podchodziłam do zajęć z tego przedmiotu ze sporym dystansem i nie byłam w tym wyjątkiem, jednak non scholae sed vitae discimus (łac.) – nie uczymy się dla szkoły, ale dla życia.
Po weekendzie zawsze przychodził okropny poniedziałek. Rzesza rozbawionych i wypoczętych studentów wracała w tryby cotygodniowej pracy i rutyny uniwersyteckiej. Każdy poniedziałek aplikował grupie, z którą uczęszczałam na zajęcia dawkę wiedzy z teorii literatury. Nasz wykładowca z wielką pasją omawiał niezrozumiałe dla nas, zwłaszcza po weekendzie, tezy i zagadnienia. Najtrudniejszym czasem w trakcie ćwiczeń było odpytywanie i sprawdzanie nabytej wiedzy studentów. Wszyscy siedzieli wtedy bardzo pilnie zaczytani w swoich notatkach, zajęci wyszukiwaniem ulubionego długopisu lub unikaniem wszelkich kontaktów wzrokowych z wykładowcą. On jednak pozostawał niewzruszony, siadał przy biurku, szukał w kieszeniach swojej granatowej marynarki okularów, wyciągał kajecik i wybierał „szczęśliwca”. Pewnego razu padło na chłopaka, który ledwo orientował się, gdzie jest i czego dotyczą zajęcia. Po odczytaniu jego nazwiska student zrozumiał, że o niego chodzi i po dłuższej chwili wstał. Z ust wykładowcy padło pytanie. Sala zamilkła. Chłopak nie miał pojęcia, o co chodzi, przeniósł się do naszej grupy całkiem niedawno i nie zdążył się jeszcze zorientować, na czym polegają zajęcia. Gdy pytający przez dłuższą chwilę nie uzyskał odpowiedzi, pozbył się złudzeń na przeprowadzenie ciekawego dialogu, przejechał palcami po wąsach, przypominających wąsy imć pana Zagłoby i powiedział:
– Drogi panie, pan sobie sam pisze tragedię…
Student usiadł z odpowiednią oceną przy swoim nazwisku, prowadzący zrezygnował z odpytywania, a wszyscy odetchnęli z ulgą.
Nigdy nie zapomnę tej sytuacji. Rozmyślam często nad tym, jak człowiek może być autorem tragedii we własnym życiu, pisząc dzień po dniu jej scenariusz. Ignorancja, błędne decyzje, brak wyobraźni to tylko niektóre z przyczyn życiowych niepowodzeń i dramatów. Człowiek, który nie buduje mądrze swojego życia, stara się dążyć do sukcesu, według definicji, którą posiada we własnym rozumieniu i sposobie postrzegania świata. Może ona w znacznym stopniu odbiegać od tego, co nazywa się sukcesem i szczęściem, ale poznanie, które posiada jest jedynym, co kieruje jego krokami.
Z pewnością każdy z nas jest inny. Jest to zdumiewające, jak różnorodność zamiłowań, pasji, poglądów i sposobów życia przyczynia się do radości odkrywania świata. Dla każdego udane i spełnione życie oznacza coś innego. Jednak w tym wszystkim jest wspólny mianownik, wskazówka, dotycząca postępowania, podejmowanych decyzji i kierunków myślenia, której nie można zignorować.
Bóg uczynił człowieka, dając mu wolną wolę i możliwość podejmowania świadomych, niezależnych decyzji. Jednak bez znajomości praw i zasad, niezbędnych do zrozumienia życia i budowania zdrowych nawyków oraz relacji nie można podążać we właściwym kierunku. Bóg zostawił nam swoje Słowo, abyśmy je rozważali, żyli według niego i postępowali tak, aby historia naszego życia nie przypominała tragedii. Dał obietnicę, że jeżeli będziemy czynić wszystko, co zawarte jest w Bożym Słowie, wtedy poszczęści się naszej drodze i będzie nam się powodziło. Powinniśmy podejść do tego poważnie, zacząć świadomie podążać za światłem, które wskaże właściwy kierunek.
Ignorowanie lub niedostrzeganie fundamentalnych zasad nie spowoduje, że one znikną. Trudne, zaniedbane sprawy nie rozpłyną się w powietrzu, jeżeli zaczniemy udawać, że ich nie ma. Każdy musi wziąć odpowiedzialność za swoje życie i budować na zdrowym fundamencie. Jeżeli akcja trwa, zawsze może nastąpić jej zwrot, zmiany w scenariuszu są możliwe, ponieważ to my go piszemy.
Mój z pozoru niefrasobliwy kolega ze studiów, wcale się takim nie okazał. Tydzień później pokazał właściwą postawę wobec zajęć i naszego wykładowcy. Przygotował się, świadomie przyznał do lekceważącego podejścia oraz poprawił negatywną ocenę. Do końca roku był aktywny i zaangażowany. Dało mu to bardzo dobry efekt końcowy. Nie napisał tragedii, odniósł zwycięstwo, ponieważ zrozumiał, że tylko poważne i odpowiedzialne podejście do sprawy może zmienić jego sytuację.
Wierność Bogu, podążanie za Jego Słowem i poważne traktowanie tego, co On mówi spowoduje zmianę, myślenia, patrzenia, a potem postępowania. Nawet jeżeli w naszym życiu rozdział za rozdziałem nie układa się według zamierzonego planu, to ten utwór jeszcze nie został napisany, zwrot akcji jest ciągle możliwy, wystarczy użyć odpowiednich konstrukcji, odrzucić to, co złe, zastosować to, co właściwe i stworzyć własne, niepowtarzalne dzieło – życie.
Praktyczne zastosowanie
- Czy sam sobie piszesz tragedię?
- Czy podoba Ci się scenariusz, według którego rozwija się Twoje życie? Kto ten scenariusz pisze i o nim decyduje?
- Czy prowadzisz świadome życie?
- Czy powinieneś wprowadzić do scenariusza Twojego życia zmiany i wykazać się większą proaktywnością?
Photo credit: Wojciech Łuczak
0 komentarzy