Człowiek, który przyszedł błagać o życie dla córki
W Ewangelii Łukasza (8:40-56) czytamy o Jairze, przełożonym synagogi, którego dwunastoletnia jedynaczka umierała. Człowiek ten przyszedł do Jezusa, padł do jego nóg i prosił Go, aby wstąpił do jego domu.
Zastanów się przez chwilę w jakim emocjonalnym stanie był tego dnia Jair. Mężczyźni często mają szczególną więź ze swoimi córkami, a w tym wypadku to było jego jedyne dziecko. Myślę, że jego serce było rozdarte silnymi emocjami – strachem, rozpaczą, nadzieją. Doświadczał bólu. Postanowił jednak coś uczynić – poprosić o pomoc Jezusa. Zwróć też uwagę, że był to akt wyrażający uniżenie, rozpacz, błaganie i nadzieję. Na co dzień przecież nie padamy przed innymi na kolana.
Czasami nie rozumiemy Boga
Jezus ruszył do jego domu, ale choć sprawa była pilna, bo przecież dziecko umierało, to jednak Chrystus wdał się z kimś w rozmowę. Zwrócił uwagę na to, że wydarzył się cud. Pouczył kobietę, która została uzdrowiona z krwotoku.
Ciekawy jestem, co wtedy czuł Jair. Jego dziewczynka umiera, a Jezus skupia się na cudzie jakiejś kobiety. Fakt, że ze względu na swoją chorobę bardzo cierpiała przez wiele lat, ale z drugiej strony chwilowo nic nie zagrażało jej życiu, natomiast córka Jaira potrzebowała Bożej interwencji natychmiast – umierała.
Nieoczekiwanie ktoś podszedł do niego i powiedział:
– Twoja córka umarła, nie trudź już Nauczyciela.
Czasami nie rozumiemy Boga. Świat wali nam się na głowę, błagamy Go o pomoc, a On milczy. Widzimy, jak czyni wspaniałe cuda dla innych, słyszymy ich świadectwa, jednak my jesteśmy gdzieś z boku. Niby Bóg jest blisko, ale czujemy się tak, jakbyśmy byli pozostawieni sami ze swoim problemem, ze swoją tragedią. Wiemy, że Bóg jest, ale widzimy też, że nie reaguje na nasze prośby.
Czasami zastanawiamy się:
Co on robi, gdy Go potrzebujemy? Gdzie jest? Dlaczego zwleka w naszej sprawie?
Okazało się jednak, że to, co dla człowieka jest ostateczne, nie jest takim dla Boga. W całej tej beznadziejnej sytuacji Jezus powiedział do ojca:
– Nie bój się, tylko wierz.
Niedługo później, wbrew temu, że był wyśmiewany, przywrócił dziewczynkę do życia.
Ta historia uczy nas kilku ważnych rzeczy:
- Po pierwsze, warto prosić Boga o pomoc.
- Po drugie, warto czekać na Jego ruch.
- Po trzecie, lepiej wybierać wiarę niż strach.
- Po czwarte, Bogu należy ufać bardziej niż okolicznościom.
- Po piąte, nie należy przedwcześnie się poddawać i rezygnować.
Wszystko jest możliwe
Po tragicznym trzęsieniu ziemi na Haiti w 2009 roku cały świat pogrążył się w smutku. Jednak prócz ogromu zniszczeń kataklizm ujawnił jednocześnie najlepsze ludzkie cechy. Mogliśmy na przykład podziwiać niezwykły hart ducha wśród ocalałych, którzy nie poddali się rezygnacji na przekór przytłaczającym okolicznościom.
Wszystko wskazywało na to, że Emanuele, syn Marii, zginął pod gruzami zawalonego budynku. W czasie trzęsienia ziemi młody mężczyzna przebywał w mieszkaniu wraz z matką. Kobieta zdołała się wydostać. Ale kiedy trzęsienie ziemi ustało, nie znalazła syna w ruinach domu. Szukała Emanuela w tymczasowym obozie dla osób, które straciły dach nad głową, lecz nie było go wśród ocalałych. Maria postanowiła zaczekać, mając nadzieję, ze jeśli jej syn przeżył, uda mu się dotrzeć do obozu.
Po kilku dniach wróciła na rumowisko, żeby kontynuować poszukiwania. Pomimo ogłuszającego hałasu pracujących dźwigów i koparek Marii wydało się w pewnej chwili, że słyszy wołanie Emanuela.
– W tym momencie poczułam, że można go jeszcze uratować – powiedziała później reporterowi.
Maria zaczęła opowiadać wszystkim wokół, że jej syn woła o ratunek spod zwałów gruzu, jednak nikt nie był w stanie jej pomóc. Dopiero po przybyciu międzynarodowej grupy ratowników spotkała zespół doświadczonych inżynierów. Kobieta przekonała ratowników, że jej syn jeszcze żyje. Korzystając z nowoczesnego sprzętu, mężczyźni zaczęli przeczesywać stertę betonu i stali w miejscu, gdzie Maria usłyszała głos syna.
Kopali coraz głębiej, aż w pewnym momencie zobaczyli dłoń Emanuela. Po pewnym czasie udało im się uwolnić jego ramię, a następnie całe ciało. Emmanuel spędził dziesięć dni przysypany gruzem. Był brudny, głodny i skrajnie odwodniony, ale przeżył.
Czasami zostaje nam już tylko wiara, że wszystko jest możliwe, że cuda się zdarzają. Podobnie miało miejsce w życiu Marii, świat wokół nas może pogrążyć się w chaosie, ale nie wolno nam poddawać się rezygnacji. Zamiast tego powinniśmy uchwycić się nadziei i wiary, ze Bóg zatroszczy się o to, czego nam brakuje. Właśnie to przekonanie zmotywowało Marię do działania. Podjęła kroki, które pozwoliły jej usłyszeć głos wołającego o pomoc syna. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że nadzieja Marii ocaliła życie Emanuela.
Być może zmagasz się teraz z ogromnymi wyzwaniami, ale dopóki żyjesz, dopóki się nie poddajesz, dopóty wszystko jest możliwe.
Nick Vujicic, Bez rąk, bez nóg, bez ograniczeń,
Aetos Media, Wrocław 2012, s. 59-60.
Photo credit: Jacek Nobel
0 komentarzy