Jaką muzykę lubi Bóg?
Jak świat światem, a kościół kościołem przetacza się dyskusja na temat właściwej, poprawnej, tej jedynej świętej muzyki Pana Boga. Ludzie marnują całe życie, aby udowodnić, że Ojciec w Niebie lubuje się w jasno określonym stylu muzycznym i każdy inny jest diabelski i światowy w najlepszym wypadku ludzki, nie Boży, cielesny.
Czy rzeczywiście w niebie jest grany tylko jedyny prawdziwy gospel, a może blues (muzyka czarnych niewolników) czy może chorały gregoriańskie, a może birt pop?
Tego typu dyskusja jest mnie więcej na poziomie problemu: W co przyodziewa się Pan Bóg? Czy chodzi w szatach liturgicznych, czy garniturze, a może ma jeansy i trampki (oczywiście Conversy yeahh)?
Zajmowanie się formą, środkiem wyrazu zawsze prowadzi do kłopotów w kościele. Udowadnianie, że tylko tak, a nie inaczej prowadzi przynajmniej do powstawania dwóch obozów. Wydaje się, że często nasze preferencje i gusta przypisujemy Bogu. Jeśli ja lubię spokojną muzykę, będę z całą stanowczością udowadniał, że właśnie taka muzyka jest „święta i niepokalana” i także fani głośnego rocka będą udowadniali swoje racje, gdyż taką muzyką lubią.
Muzyka to forma wyrazu, stanu naszej duszy, naszej osobowości, jest narzędziem do opisywania naszego wnętrza, stanu naszego serca i naszych uczuć względem kogoś innego. Muzyka opisuje rzeczywistość, ale także ją zmienia. Mówi się przecież, że muzyka łagodzi obyczaje. Muzyka więc jest wspaniałym, genialnym stworzonym przez Boga środkiem wyrazu. Każda nutka, akord durowy czy molowy już kiedyś był w Bożym sercu, tam się zrodził, a my tylko ich używamy.
Czy można więc mówić, że jakaś muzyka jest od Boga, a inna od diabła. Moim zdaniem, co do genezy, wszystko zrodziło się w Bogu. Jednak to każdy z nas decyduje do czego jej użyje.
Jak do muzyki należy podejść dzisiaj? Żyjemy w czasach dosyć trudnej zmiany pokoleniowej, podobna zmiana miała miejsce na początku lat 90-tych. Wtedy niepodzielnie rządziła Hosanna Music.
Ich muzyka była nowatorska, świeża, wnosiła nowych rodzaj uwielbienia do kościoła. Jednak dzisiaj jest jak wspomnienie mojej młodości. Czasami podróżuję i ciągle słyszę te, już stare hity, grane w naszych kościołach. Jednak ich miejsce raczej jest w radiu Złote Przeboje. Dzisiaj nikogo one nie gorszą, są uznane za bezpieczne i pobożne, ale 20 lat temu wiele razy były przyczyną konfliktów.
Wszystko co dziś może być „czerstwą normą” kiedyś było rewolucyjne i pionierskie.
I tak z pokolenia na pokolenie, jedni sentymentalnie trzymają się starego, inni grają nowe.
Tak więc licząc się ze zdaniem Ojca w Niebie możemy coś ustalić. Myślę, że Nowy Testament nie zajmuje się formą, przemilcza ją, wskazuje na łaskę jako niezasłużony dar.
Nie można Boga zmusić, aby nas kochał ponieważ gramy „właściwą” muzykę. On kocha nas ponad wszystko. Moje dzieci nie słuchają U2 , Pearl Jam ani Nirvany czy Soundgarden, Luxtorpedy (o Boże pastor takiej muzyki słuchał), a kocham je pomimo tego.
Bóg nie zajmuje się formą, On obdarza nas łaską i kocha nas zawsze. On zostawia przestrzeń do tworzenia, wyrażania siebie, daje nam możliwości na twórcze podejście do życia, nie ogranicza nas formą czy stylem.
Graj taką muzykę jaką lubisz lub taką jaką służysz ludziom wokoło, jeśli twój kościół jest otwarty na nowych ludzi. Graj taką muzykę jaka im pomoże być bliżej Boga. Ucz się od muzyków chrześcijan (choć widzę, że wielu z nich zamknęło się w krainie gospel ). Z pokorą ucz się też od tych „światowych”, na pewno mają coś do zaproponowania w tej dziedzinie.
Muzyka jest tylko dobra lub zła. Tworzenie na siłę biblijnych norm popierających moje upodobania, gusta muzyczne, jak również style ubioru, sztuki jest szkodliwe i ograniczające nasz twórczy potencjał.
Wiem, wiem już wielu szykuje stos dla mnie. Kocham Was tak czy inaczej i mam zamiar słuchać, i tworzyć muzykę, która się nie starzeje. Niekoniecznie będzie to coś na wzór Young and Free – Hillsong, ale może coś na wzór wiecznie w dobrej formie U2.
Miłego tworzenia. Bądźcie wolni i twórzcie to, co macie w swoim sercu… zawsze!
0 komentarzy