Wydaje mi się, że nie ma człowieka, który w swoim życiu nie zetknąłby się z zagadnieniem, jakim są marzenia. Telewizja, gazety, poradniki, książki, wykłady – można znaleźć mnóstwo materiałów zachęcających i motywujących do tego, że warto marzyć i jak spełnić swoje marzenia. Możemy wyczytać praktyczne wskazówki, posłuchać rad ekspertów i przygotować się najlepiej jak tylko można na ten cudowny dzień, w którym marzenia zaczną się spełniać.
Podążając drogą ku satysfakcjonującemu życiu, a także odkrywając kolejne pragnienia swojego serca warto robić to świadomie. Myślę, że podróżując z opaską na oczach nie dojdziemy tam, gdzie chcemy. Po omacku dostaniemy tylko to, na co przypadkiem natrafimy. Czy jest jakiś sens takiego przemieszczania się?
Jakiś czas temu trafiłam na blog Olgi Siekierskiej, szczególnie zainteresował mnie wpis dotyczący listy marzeń. Autorka sporządziła listę swoich 100 marzeń, na bieżąco je aktualizuje i skreśla to, co udało jej się zrealizować lub doświadczyć. Przeczytałam wpis i przez kilka dni myślałam, jak to jest z tymi marzeniami. Czy warto je usystematyzować, a może lepszym rozwiązaniem będzie obmyślanie w głowie bliżej niesprecyzowanych koncepcji?
Doszłam do wniosku, że sporządzenie listy marzeń może być pierwszym krokiem na drodze do upragnionego miejsca satysfakcji i poczucia spełnienia. Jest to świadomy krok, ponieważ konkretnie określa to, czego oczekujemy i co pragniemy osiągnąć lub doświadczyć. To nic nie kosztuje, nie wymaga większego wysiłku, poza wejrzeniem w siebie samego i poszukaniem gdzieś na dnie serca, tego, co przykrył popiół codzienności i ograniczonego sposobu myślenia.
Postanowiłam sporządzić swoją własną listę marzeń. Dlaczego nie mogłabym tego zrobić, dlaczego nie ja, przecież zawsze o czymś marzę, stale jakaś myśl zaprząta mi głowę, nie potrafię przebywać w pudełku „NIC”. Moje myśli biegną na różnych płaszczyznach, łącza się, zderzają i sprawiają, że nigdy mi się nie nudzi. Siadłam wygodnie, wyciszyłam się, wzięłam do ręki długopis i przeanalizowałam każdą dziedzinę mojego życia. Stanęłam w prawdzie sama przed sobą, pozbyłam się wszelkich ograniczeń przed spisaniem tego, o czym marzę i po piętnastu minutach moja lista była gotowa. Przelałam na kartkę papieru największe marzenia mojego serca, pragnienia, które wynikają z moich upodobań, zamiłowań, no i oczywiście kobiecości.
Moja lista zawiera trochę ponad 50 punktów. Nie jest zamknięta, ponieważ nanoszę na nią aktualizacje i mam już pierwsze zrealizowane marzenie.
Pozytywnie zaskoczyło mnie to, co wyłoniło się po spisaniu mojej listy marzeń. Usystematyzowanie pewnych rzeczy ukazało jaśniejszy obraz i odświeżyło, to, co wydawało się nierealne. Poza tym to, co spisane zaczyna istnieć, to nic, że najpierw tylko na kartce papieru, bo przecież od czegoś trzeba zacząć. Ja zaczęłam i podążam dalej!
Photo credit: unsplash.com, Eli DeFaria
0 komentarzy