Wyobraźmy sobie, że stajemy na progu czegoś nowego, czegoś, co ma przetransformować nasze życie. Próg nie jest wysoki, wystarczy lekko unieść stopę i zrobić krok. Będzie to pierwszy krok w doświadczaniu czegoś nowego, a zarazem nieznanego. Do takich kroków potrzeba znaleźć w sobie chociaż odrobinę odwagi. Co to jest odwaga? To przezwyciężanie strachu w obliczu sytuacji, z którymi musimy się zmierzyć, często związanych z pewnym niebezpieczeństwem lub ryzykiem. Jednak nadajmy temu tematowi nieco więcej subiektywizmu. To, czego jedni się boją, dla innych znaczy tyle, co poranne mycie zębów. Jednak każdy musi w swoim życiu pokonywać bariery, mierzyć się ze strachem i szukać odwagi. Walka ze strachem wiąże się nierozerwalnie z walką z samym sobą. Ile musimy przezwyciężyć, aby dotrzeć tam, gdzie pragniemy?
Każdy człowiek jest inny, dla jednych strach jest motorem do działania, a dla innych blokadą przed spełnieniem marzeń. Lecz jedno wiadomo, nie powinniśmy się bać, tylko śmiało stawiać czoło temu, co wydaje się wielkim Goliatem, ponieważ może się okazać, że wystarczy mały kamień, aby powalić go na ziemię. Dla ludzi takim potworem może być np. uzyskanie prawa jazdy.
Rozumiem wszystkich, którzy odczuwali spory dyskomfort na myśl o kursie na prawo jazdy oraz o niewyobrażalnie stresującym egzaminie. Ja sama długo nie zapisywałam się na kurs, ponieważ myślałam, że jazda autem to nie dla mnie, nie ogarnę się na drodze i jeszcze do tego inni uczestnicy ruch drogowego. Stanowczo pogrzebałam plany związane z prowadzeniem auta. Irracjonalne obawy wynikały nie wiadomo skąd. Ustalony raz schemat nie podlegał zmianie. Nie i koniec, przecież nie każdy musi mieć prawo jazdy.
Jakieś sześć lat temu moje życie stało się bardziej wymagające, a rozkład jazdy PKS zubożał tak istotnie, że nie było wyjścia. Zapisałam się na kurs. Nie oczekiwałam, że mogę zdać egzamin praktyczny. Teoria była prostsza, ale jazda autem z egzaminatorem obok wydawała mi się czystą abstrakcją. Kurs skończyłam i czekał mnie egzamin. Przed wielkim dniem postanowiłam wziąć dodatkowe lekcje. Jednak na ostatnich godzinach nauki jazdy poszło mi tak źle, że uczący mnie instruktor powiedział:
– Pani Marto, jeździ pani tak tragicznie, że nawet wiatru się pani boi! Nie sądzę, że pani zda!
Pocieszające to nie było. Przemyślałam sobie te słowa i stwierdziłam, że dość fatalnie musi jeździć osoba, dla której nawet wiatr jest problemem. Miałam dwa wyjścia, albo zrezygnować, poddać się i uciec, albo zmierzyć się z sama z sobą i znaleźć odrobinę odwagi, aby wygrać bitwę o lepsze i łatwiejsze życie. Przecież przykładałam się do kursu tak bardzo. Następnego dnia stałam przed placem manewrowym z całą resztą silnie przestraszonych ludzi, opowiadających sobie przerażające historie z poprzednich egzaminów. Nadeszła moja kolej i ruszyłam.
To był pamiętny dzień. Udało mi się zdać. Wcale nie było tak trudno i przerażająco.
Dzisiaj nie mogłabym funkcjonować bez prawa jazdy. Dobrze, że się wtedy nie poddałam.
Czego nauczyła mnie ta historia?
Pokonywanie strachu i niewygodnych sytuacji jest stałym elementem życia. Trzeba odszukać w sobie choć szczyptę odwagi i kilka gramów determinacji oraz ruszyć, ponieważ to, co w naszych myślach wygląda jak olbrzym wcale takim być nie musi. Nie można się poddawać i zbyt szybko rezygnować, gdyż po przekroczeniu progu jest to, czego się spodziewaliśmy i do czego dążyliśmy. Upragnione miejsce, w którym z satysfakcją stwierdzimy, że krok ku niemu nie był wcale taki trudny.
Photo credit: unsplash.com, Francess Gunn
0 komentarzy