Są rzeczy, które można zrobić później, są również takie, których przełożyć się nie da.
Parę dni temu zmarł sąsiad, z którym się przyjaźniłem. Trzy tygodnie wcześniej źle się poczuł i został skierowany do szpitala na oddział wewnętrzny.
Dziwna była nasza relacja. Z pewnością żyliśmy w różnym tempie. Jego życie było spokojne, poukładane, toczące się w wolnym tempie, natomiast moje – zupełnie zwariowane – szybkie, niespokojne, intensywne.
Na przestrzeni ostatnich lat często z nim rozmawiałem, zwykle stojąc przy moim samochodzie. Pakowałem do niego bagaże na podróż, albo je wypakowywałem.
Podchodził i często powtarzał mi:
– Andrzej, żyjesz za szybko. Zwolnij, bo do czego prowadzi życie w takim szybkim tempie? Czy ty w ogóle masz czas zatrzymać się, aby żyć?
Pomógł mi w wielu różnych rzeczach.
Gdy w ubiegłym roku rozchorowałem się, odtransportował mnie do szpitala na oddział wewnętrzny. Gdy on się rozchorował – ja go nie odwiozłem. Prowadziłem wtedy zajęcia w Czechach. Do szpitala pojechał sam.
Gdy wróciłem z podróży, odwiedziłem go w szpitalu. Jego żona powiedziała mi, że ze szpitala już nie wróci, chociaż nie chciał tego na tym etapie zaakceptować. Lekarze uprzedzili, że przed nim najwyżej trzy tygodnie życia, a później nastąpi zgon.
Powiedziałem mu:
– Słuchaj, za parę dni odwiedzę cię ponownie. Jakby coś, dzwoń do mnie.
Dwa dni później, gdy prowadziłem seminarium w kościele w Świebodzicach, nagrał mi się na sekretarce na moim telefonie komórkowym:
– Andrzej, to ja do ciebie dzwonię, Zbyszek. Żyję. Jeszcze żyję… To ja do ciebie dzwonię…
Po odsłuchaniu wiadomości stwierdziłem, że muszę go jak najszybciej odwiedzić. Zadzwoniłem do niego kilka razy, aby umówić się na odwiedzenie go, ale nie odbierał.
Nie spotkałem się z nim.
Nie zdążyłem.
Umarł.
Nie wiedziałem, że był tak bliski śmierci. Myślałem, że mam jeszcze czas.
Szkoda, że nie mogłem się z nim pożegnać.
Na pogrzeb też się spóźniłem. 5 minut. Zatrzymały mnie ważne sprawy, które wypadły nieoczekiwanie.
Część życia. Ludzie przychodzą i odchodzą.
W ciągu ostatnich tygodni robiłem wiele pilnych i ważnych rzeczy, ale gdy teraz na to patrzę, zadaję sobie pytania:
- Czy były one ważniejsze, niż zatrzymanie się, aby pożegnać się z moim sąsiadem?
- Czy to wszystko, czym się zajmowałem nie mogło trochę poczekać?
- Dlaczego nie pilnuję się, aby co jakiś czas oceniać swoje życie przez pryzmat priorytetów i wartości?
Każdą z tych pilnych rzeczy, którymi wtedy byłem pochłonięty mogłem odłożyć na później, ale teraz nie mogę już cofnąć czasu, aby w spokoju i bez pośpiechu powiedzieć: „Dziękuję za to, że byłeś w moim życiu. Jestem wdzięczny, że mogłem cię poznać. Dziękuję, za to, że tak wiele razy mi pomogłeś”.
Jaką znajduję w tym lekcję?
W życiu jest wiele pilnych rzeczy, które wymuszają na nas działanie, ale co jakiś czas pojawiają się rzeczy ważniejsze niż to, co jest pilne.
Są rzeczy, które można zrobić później, są również takie, których przełożyć się nie da.
W życiu są takie momenty, które drugi raz już się nie powtórzą. Nie dostaniemy drugiej szansy na zrobienie tego, co powinniśmy zrobić. Te momenty powinniśmy ropoznać i we właściwym czasie powinniśmy zrobić to, co powinno być zrobione.
Dlatego też czasami trzeba rzucić wszystko, aby zdążyć zrobić to, czego nie da się już zrobić później.
Praktyczne zastosowanie
Myślę, że w związku z tym tematem warto zadać sobie dwa pytania:
- Czy jesteś tak skupiony na załatwianiu pilnych spraw, że zaniedbujesz te, które są dla Ciebie najważniejsze?
- Czy w tej chwili powinieneś wszystko rzucić, aby zdążyć zrobić to, czego nie da przełożyć na później?
Photo credit: Wojciech Łuczak
0 komentarzy