Andrzej Mytych: Dzisiaj mam przyjemność rozmawiać z Mirosławem Szatkowskim.
Mirek, niedawno opublikowałeś swoją pierwszą książkę, pt. Z jakich klocków zbudować ten dom? Chciałbym wykorzystać ten moment, aby wypytać cię odnośnie lekcji, których nauczyłeś się podczas tego procesu. Wiem, że napisanie kilku książek było twoim wieloletnim marzeniem.
Powiedz proszę, czego nauczyłeś się o byciu autorem w czasie pracy nad tworzeniem swojej pierwszej książki? Co doradziłbyś osobom, które zawsze marzyły o napisaniu książki?
Mirosław Szatkowski: Najpierw uściślę, że tą książkę wydałem razem z moją żoną Ewą. Jest to ważne, ponieważ pytasz się o to jakich lekcji się nauczyłem, a to była jedna z lekcji. To co napisała Ewa jest wielkim ubogaceniem tej książki. A niektórzy twierdzą, że to do nich bardziej przemawia. Z drugiej strony, wspólne pisanie wiąże się z wyzwaniami. Mieliśmy po raz kolejny okazję, uczyć się wzajemnego uznania dla siebie, swoich opinii i odczuć.
Jeżeli chodzi o lekcje z procesu powstawania książki, to bardzo pomocne było dla mnie, że dysponowałem materiałem zgromadzonym wcześniej. Nagrane kazania i notatki. Napisanie książki w głównej mierze polegało na scaleniu tego materiału i nadaniu logicznego porządku. Dlatego tym, którzy marzą o napisaniu książki, poradziłbym aby tworzyli bazę, w postaci zapisanych myśli, rozważań itp.
A.M.: Jak to się stało, że twój manuskrypt przeobraził się w książkę?
M.Sz: Najpierw sam, kilka razy go przeczytałem. Następnie dałem go do przeczytania kilku osobom z prośbą o opinie i uwagi. Niektóre z nich uwzględniłem i dokonałem stosownych zmian w tekście, na ich podstawie. Kolejnym etapem to oddanie tekstu do korekty i równocześnie rozpoczęcie wątku dotyczącego projektu okładki. Po korekcie, kolejne czytanie. Przy każdym czytaniu, zawsze coś odkrywałem do zmiany. No i w końcu oddanie manuskryptu do wydawnictwa. Tam dokonano składu. Po zrobieniu składu, kolejne czytanie i jak nie było już żadnych uwag, w końcu drukowanie.
Kiedy przyszła przesyłka z pierwszymi książkami, otwierałem ją ze wzruszeniem, drżącymi rękoma. Przez chwilę siedziałem trzymając książkę w ręku, przyglądając się jej i wąchając. Odczuwałem to w taki sposób, że o to zmaterializowała się jakaś idea, marzenie. Coś się dokonało.
A.M.: Czego nauczyłeś się o procesie wydawniczym?
M.Sz.: W moim przypadku więcej nauczyłem się o procesie twórczym niż wydawniczym. Jestem w pełni pogodzony z tym, że mam duszę artystyczną i sprawy organizacyjne, dopinanie szczegółów, to moja słabsza strona. Dla takich osób jak ja, dobrze jest mieć menagera, który tym wszystkim się zajmuje, ale nie gram w tej lidze.
Dużą rolę w procesie wydawniczym odegrały zaprzyjaźnione osoby, które zaangażowały się w ten proces swoimi zdolnościami. Marta Duda, która zrobiła korektę, jej mąż Ryszard, który zaprojektował okładkę. Potraktowali to jako swoją misję. W pewnym sensie, uwierzyli w sens powstania tej książki i zaangażowali się od serca. Bardzo ważne jest nawiązanie współpracy z rzetelnym wydawnictwem. Myślę, że tak jest w naszym przypadku. Compassion, stwarza dobre warunki dla polskich chrześcijańskich autorów, też działają z poczuciem misji.
A.M.: Co doradziłbyś osobom, które już napisały manuskrypt i chcą tę książkę wydać?
M.Sz.: Wybierz osoby, którym dasz ten manuskrypt do przeczytania. Zadaj sobie pytanie do kogo jest adresowane to co napisałeś i tego typu osobom daj tekst, aby dały ci informację zwrotną, czy to do nich przemawia, czy jest pomocne itp. Ponieważ naszą książkę pisaliśmy głównie z myślą o tych, którzy, zaczynają drogę małżeńską, między innymi, takie osoby poprosiliśmy o przeczytanie manuskryptu i opinie. Chcieliśmy też sprawdzić, czy przesłanie tej książki może mieć znaczenie dla osób spoza kręgów kościelnych, a więc znaleźliśmy dwa takie małżeństwa, które zapoznały się z tekstem i wypowiedziały na jego temat.
Sprawy techniczno-organizacyjne są oczywiste i do opanowania, ale niezwykle ważne, jest posiadanie przez autora wiary, że to co napisał ma znaczenie. Informacja zwrotna czytelników manuskryptu, jest pierwszy miernikiem wartości książki. Na tym etapie możesz usłyszeć opinie, które pomogą ci uformować jeszcze lepiej tekst książki, za nim pojawi się w drukarni. Tyle mogę poradzić na bazie moich skromnych doświadczeń.
A.M.: Niektórzy amerykańscy specjaliści ze świata wydawniczego utrzymują, że nie ma dobrych książek, jest tylko dobra redakcja. Czy zgadzasz się z tym? Jeśli tak, to co to znaczy?
M.Sz.: Na pewno jest w tym część prawdy, ale powiedziałbym, że jest to duże uproszczenie. Myślę, że istotą książki jest jej przesłanie. Redakcja ma znaczenie do tego, aby przesłanie było czytelne, ale jeżeli nie ma przesłania, to nie da się tego zastąpić redakcją. „Z pustego nawet Salomon nie przeleje.”
Myślę, że książka funkcjonuje w obszarze kultury i biznesu. Każde z tych obszarów ma swoje prawa. Uważam, że jedno i drugie jest ważne i łączy się w całość, ale nie zastępuje.
A.M.: Jakie błędy popełniłeś w procesie tworzenia książki? Co dzisiaj zrobiłbyś inaczej?
M.Sz.: Mój pierwszy błąd to zbyt długie odkładanie napisania książki. Pośpiech nie jest wskazany, ale ciągłe odkładanie też. A więc, gdybym mógł, to bym napisał książkę co najmniej 5 lat wcześniej, ale nie mogę już tego zrobić.
Kolejnym błędem było to, że nie przygotowałem się bardziej od strony warsztatowej. A więc świadome wybranie stylu i poznania zasad posługiwania się nim. Wierzę w przesłanie naszej książki, ale z pokorą przyjmuję wszystkie uwagi dotyczących warsztatu.
Innych błędów nie jestem jeszcze świadomy. Ale przecież nie wypowiadam się jako ekspert. To jedna książka, napisana raczej przez amatorów, a nie fachowców.
A.M.: Jakiego rodzaju osób potrzebuje autor, aby jego książka mogła być dobrą pozycją?
M.Sz.: To co powiem może być trochę subiektywne, ponieważ mówię z perspektywy osobistej sytuacji. Wielką rolę odegrali inspiratorzy i zachęcacze. W moim przypadku było kilka osób, które regularnie przemawiały do mnie mówiąc, że powinienem napisać książkę, że mam coś ważnego do przekazania. Dla osoby takiej jak ja, czyli „mówcy”, byłoby bardzo pomocne, gdyby był ktoś kto spisuje moje nauczania, nadając im formę wypowiedzi pisanej. Siłą rzeczy ja piszę językiem mówionym i w książce nie wypada to najlepiej. Konstruktywni krytycy, są również bardzo wskazani. No i cały sztab ludzi współtworzących książkę: korektor, grafik, wydawca itp.
A.M.: Czego nauczyłeś się na temat marketingu i sprzedaży?
M.Sz.: Jak na razie, że najefektywniejszym sposobem sprzedaży książek jest sprzedaż osobista, połączona ze spotkaniami autorskimi. Muszę liczyć się z tym, że obracam się w środowisku niszowym, nie mam wyrobionego nazwiska w wymiarze ogólnospołecznym i dla większości ludzi Ewa i Mirosław Szatkowscy „Z jakich klocków zbudować ten dom” nic nie mówi. To nie jest żadna marka. W takiej sytuacji atutem jest bezpośredni kontakt, kiedy ludzie mogą cię zobaczyć, zapytać i kiedy ty masz okazję coś powiedzieć do nich o książce.
Nie do zastąpienia są czytelnicy, którzy rozsyłają dobre wieści o książce swoim znajomym. No i nie można dzisiaj pominąć portali społecznościowych.
A.M.: Wiem, że w swoim sercu nosisz kolejne projekty. Jakie książki zamierzasz napisać w przyszłości?
M.Sz.: To jest dynamiczne. Książki, o których kiedyś myślałem, że je napiszę, dzisiaj już to nie jest takie oczywiste dla mnie. Na obecną chwilę dwa projekty są najbardziej żywe we mnie, a poza tym, że jeden z nich rozpocznę w 2018 roku, nie chcę zdradzać szczegółów.
A.M.: Dziękuję ci za rozmowę. Życzę ci dalszych sukcesów w pracy pisarskiej.
M.Sz.: Dziękuję, że chciałeś ze mną przeprowadzić ten wywiad. To też daje możliwość promocji. No i czekam na twoją, w pełni autorską książkę.
Praktyczne zastosowanie
- Czy marzysz o napisaniu i wydaniu książki?
- Czy powinieneś pozostawić po sobie książkę?
0 komentarzy