Copyright © Instytut Rozwoju DIDASKALOS 2013
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
<DO GÓRY
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
Kiedyś ktoś w związku z tematem wytyczania celów powiedział mi:
Gdy łucznik napina łuk i mierzy do odległego celu, musi mierzyć trochę wyżej, ponieważ strzała pod swoim ciężarem w czasie lotu częściowo opadnie.
Było to dla mnie zawsze ważną lekcją, którą kierowałem się w czasie pracy nad opracowywaniem swojej wizji i życiowych celów.
Chciałbym Ci przedstawić dwa narzędzia, które mogą mieć niewyobrażalnie pozytywny wpływ na Twoje życie, jeśli zaczniesz ich używać. Pierwsze to zeszyt z pięcioma przegródkami (możesz go bez problemu kupić w każdym większym supermarkecie lub sklepie z materiałami papierniczymi), a drugim jest długopis, lub pióro.
Tych dwóch narzędzi możesz użyć, aby przez kilkanaście następnych miesięcy prowadzić pewną szczególną formę dziennika, który może stać się wielkim punktem zwrotnym w Twoim życiu.
Jeśli wolisz wersję elektroniczną, ten sam efekt możesz osiągnąć, jeśli na sprzęcie, który często używasz utworzysz folder Dziennik, a w nim zapiszesz pięć podfolderów. Niemniej jednak zachęcam Cię, abyś na początku rozpoczął przygodę z dziennikiem poprzez prowadzenie go w zeszycie z pięcioma przegródkami.
Sposób myślenia, patrzenia na siebie i otaczającą rzeczywistość, determinuje rodzaj życia, jaki prowadzimy. Myśli pełne strachu przynoszą destrukcję, odizolowanie, zubożają i niszczą to, co daje szczęście, radość i satysfakcję. Jeśli z myślami przepełnionymi lękiem zestawimy myśli napełnione pokojem, wolnością i właściwym sposobem patrzenia na siebie i świat, przyjdzie świeży powiew odwagi do podjęcia próby zmiany tego, co wąskie i ograniczające.
Ważnym jest przyjrzeć się uważnie swojemu życiu, aby sprawdzić, czy jest ono właśnie tym prawdziwym, pełnym życiem, zaplanowanym dla nas przez Boga, czy też jego marną namiastką. Warto odważnie stanąć w prawdzie i sprawdzić, czy naprawdę żyjemy, czy też trzymamy się granic wytyczanych nam przez lęki i naszą zachowawczość.
Człowiek nie wybiera sobie drogi, to droga go wybiera i wzywa. Warto ten zew rozpoznać i za nim podążyć.
Gdy miałem 13 lat odkryłem, że jestem bibliofilem. Po prostu kochałem książki. To była pasja mojego życia. Uwielbiałem je czytać, kupować, układać i przekładać na swoich półkach. Marzyłem, że kiedyś stworzę bibliotekę, w której będzie dziesięć tysięcy książek. Gdy byłem dzieckiem, nic w moim życiu nie równało się z dotknięciem książki. Było w nich coś magicznego. Mając piętnaście lat posiadałem w swoich zbiorach ponad tysiąc książek. Gdy skończyłem ósmą klasę i musiałem wybrać przyszły zawód oraz odpowiednią szkołę, stwierdziłem, że powinienem zostać drukarzem. W sumie miałem dwa marzenia związane z książkami – po pierwsze chciałem pisać książki, a po drugie pracować przy ich fizycznej produkcji. Bycie drukarzem wydawało mi się niezwykle pociągającym, nie wiedziałem jednak, jak mam odnaleźć szkołę dla drukarzy i jak się do niej zapisać. Gdy rozmawiałem na ten temat z moim najlepszym przyjacielem, poradził mi, abym udał się z tym do szkolnej pani pedagog. Gdy wyłuszczyłem jej wyzwanie, przed którym stałem, wzruszyła ramionami, prychnęła i zapytała:
Marzymy, śnimy, opracowujemy strategię, planujemy i realizujemy to, co zamierzyliśmy, ciesząc się owocami naszego wysiłku, ale przychodzi moment, w którym nasze wysiłki nie wystarczają, a plany spełzają na niczym.
Życie okazuje się nieprzewidywalne i poznajemy, że działają na nas zewnętrzne siły nad którymi nie mamy kontroli. Świat nadprzyrodzony. Zostaje nam tylko w pokorze uznać wyższość Boga nad nami i poddać się Jego woli.
Gdy uczyłem się w Anglii, w naszej szkole wykładał pewien stary Anglik. Zafascynowała mnie jego historia. Nawrócił się do Boga, gdy miał 40 lat. Był wtedy fryzjerem. Od tego momentu rozpoczął ekscytujące życie. Napisał i opublikował kilka książek, nauczył się greki nowotestamentowej, podróżował jako ceniony mówca. Robił wiele rzeczy, zupełnie nietypowych, jak dla fryzjera.
Po wykładach udało mi się zatrzymać go na krótką chwilę na parkingu. Nie zważając na to, że lał ulewny deszcz, zapytałem go podekscytowany:
– Jaki jest twój sekret?
Gdy miałam 10 lat podczas oglądania telenowel meksykańskich, nie wiadomo skąd i dlaczego, pojawiła się we mnie myśl:
Któregoś dnia będę mieszkać w Hiszpanii!
Było to dla mnie tak realne, że nie miałam żadnego problemu mówić o tym ludziom dookoła. Ci, którzy mnie znają wiedzą, że dość często im to oznajmiałam.
Niestety jako dziecko, a później nastolatka, miałam marne szanse na taką wyprawę. Przez wiele lat zmagałam się z różnymi chorobami. Spędziłam chyba więcej czasu w szpitalu niż w domu. Nadzieja na podróż poza moje rodzinne miasto była wręcz złudzeniem. Ale to marzenie wciąż tam było, żywe i tak samo gorące jak na początku…
Jeśli jesteś typowym Polakiem, z typowej polskiej rodziny i z typowego polskiego środowiska, to najprawdopodobniej nikt w Ciebie nie wierzy i nie uwierzy, dopóki nie udowodnisz, że w Ciebie można wierzyć. W takim wypadku, jeśli będziesz chciał zrobić coś ambitniejszego, wyruszyć w kierunku ponadprzeciętnej wizji, czy też podnieść swoje życie na wyższy poziom, pewnie wzbudzi to u ludzi wątpliwości i sceptyczne uśmiechy.
Będąc młodym człowiekiem zacząłem marzyć, wytyczać sobie cele i dzielić się wizją, która stopniowo krystalizowała się w moim sercu. Jednak spotkałem się z dwojaką reakcją:
Istnieje teoria, według której przeznaczenie i życiowe powołanie jest powiązane z naszymi marzeniami z dzieciństwa.
Stronnicy tej teorii utrzymują, że złożony w nas potencjał już w dzieciństwie pobudzał w nas określone marzenia.
Czasami, sugerując się tą teorią, podczas sesji coachingowych, osobom które zmagają się z określeniem swojej życiowej misji i wizji, stawiam pytanie:
– O czym marzyłeś w dzieciństwie?
Czasami, zadając sobie to proste pytanie, ludzie odkrywają o sobie bardzo interesujące rzeczy.
Aby to lepiej zilustrować, przytoczę przykład z mojego własnego dzieciństwa.
Ostatnio usłyszałam bardzo ciekawe pytanie, które dało mi dużo do myślenia, a mianowicie: Co byś zrobił gdybyś wiedział, że nie poniesiesz porażki?
Co byś zrobił gdybyś wiedział, że nie poniesiesz porażki?
Zdałam sobie sprawę, że często nie podejmujemy inicjatyw ze względu na to, że paraliżuje nas strach przed porażką.
Pojawiają się pytania:
Nie zawsze możesz robić to, czego byś chciał, zawsze możesz jednak zrobić to, co w danej sytuacji zrobić możesz.
Zacznij robić to, co konieczne; potem rób to, co możliwe, a nagle okazuje się, że robisz to, co niemożliwe.
św. Franciszek z Asyżu
Tam gdzie jesteś, rób:
– to, co właściwe,
– to, co możesz,
– tym, co masz do swojej dyspozycji,
– z tymi, z którymi jesteś,
– zgodnie z poznaniem, które w chwili obecnej posiadasz.