Copyright © Instytut Rozwoju DIDASKALOS 2013
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
<DO GÓRY
Wszystkie prawa zastrzeżone. `
Najpierw zakochujemy się w wyobrażeniu o człowieku, które z czasem musi być rozbite, abyśmy mogli zakochać się w tej osobie, takiej jaką ona naprawdę jest. Często jest to bolesny proces, ale jest on konieczny, aby móc wybudować zdrowy związek.
W związku małżeńskim wspaniałe są pierwsze zauroczenie, miłość i miesiąc miodowy, ale później, przychodzi proza życia i następuje czas budowania dojrzałego i odpowiedzialnego związku, który potrzebuje zasadzać się na czymś więcej niż pierwsze uczucia i wyobrażenia. Rozpoczyna się codzienne życie i pozostają zobowiązania.
Możesz pokonać finansowe pokusy, uchronić się przed tarapatami i budować udane życie.
Na różnych etapach swojego życia zderzamy się z finansowymi pokusami. Ważnym jest, aby zdawać sobie sprawę z tych niebezpieczeństw i nie ulegać tego typu zaproszeniom. W tym tekście chciałbym wspomnieć o sześciu takich pokusach.
Niezmiennie tęsknimy i dążymy do perfekcji, ale jako ludzie tkwimy w niedoskonałości. Myślimy, że nie powinniśmy godzić się na coś, co nie jest idealne, perfekcyjne dla nas. Myślimy, że powinniśmy z życia, kościoła, z każdej relacji, przyjaźni i małżeństwa dostawać to, co najlepsze. Kiedy zakochujemy się w drugiej osobie, w ludziach, w kościele mamy podświadomie nadzieję, że uzdrowi nas z ran życia i da spełnienie.
Prędzej czy później, we wszystkich relacjach przychodzi taki moment, kiedy spoglądamy na osobę obok nas, przyjaciół, kościół, nawet pracę, którą wykonujemy i dręczą nas myśli, że to wszystko to straszna pomyłka.
Jest tajemnicą poliszynela naszej kultury i wiary chrześcijańskiej, że rozczarowania istnieją, również w małżeństwie i służbie Bożej.
Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich! (Filipian 2:4 BT)
Gdy miałem 35 lat poczułem się jak pusty garnek z wypalonymi dziurami. Czułem się wykorzystany, zużyty, wypalony, wzgardzony, odrzucony. Myślałem, że nie mam nic wartościowego, czym mógłbym się podzielić z innymi. Czułem się tak, jakbym zjeżdżał na bocznicę, aby utknąć wśród starych, wysłużonych, zardzewiałych i zniszczonych wagonów.
Jedną z przyczyn ku temu była moja dysfunkcja, z której nie zdawałem sobie wtedy sprawy. W tym czasie byłem nastawiony na to, aby pomagać, dawać i inwestować w innych, ale sam nie prosiłem o pomoc, nie mówiłem o tym, czego potrzebuję i nie eksponowałem się na to, aby ludzie mogli we mnie zainwestować. W rzeczywistości nie chciałem niczego przyjmować, nie szukałem pomocy, a jeśli już jej w czymś potrzebowałem, to byłem zbyt dumny, aby o nią poprosić. W wyniku tego wyjałowiłem się, czułem, że nic wartościowego nie mam już do dania, zacząłem się wypalać zawodowo. Miałem coraz mocniejsze przekonanie, że aby nadal móc dawać i pomagać, muszę zacząć coś przyjmować do swojego życia.