Od potencjału do wielkości biuro@instytutdidaskalos.pl
Zaznacz stronę

Często nie potrzeba mieć talentu, wystarczy mieć charakter

cze 29, 2013 | charakter, rozwój osobisty, życiowe lekcje

IMG_0154

Część moich podręczników, z których uczyłem się języków. Zostawiłem je sobie na pamiątkę.

Posługuję się dwoma językami – angielskim i rosyjskim. Potrafię się w nich komunikować. Czytam w nich, piszę i mówię. Regularnie też tłumaczę na konferencjach i na różnych spotkaniach. Znajomość tych języków jest podstawowym narzędziem, którego używam do budowania służby i zarabiania pieniędzy.

Takie jest zakończenie historii o językach obcych w moim życiu, „przewińmy” ją jednak na początek, ponieważ właśnie tam, gdzie się zaczyna, jest lekcja, którą warto sobie przyswoić.

Gdy miałem 19 lat trafiłem do sekty, która miała swoje dwa główne ośrodki w Szwecji. Znalazłem się w niej z czterema znajomymi. Jedną z nich była dziewczyna, która kochała angielski i zaraziła nas miłością do tego języka. Zaczęliśmy więc się uczyć, jednak z czasem okazało się, że mam poważny problem – Bóg nie obdarzył mnie darem do języków. Nie mam słuchu muzycznego, nie przyswajałem sobie wymowy, nie potrafiłem zapamiętać słów, nie byłem w stanie zrozumieć gramatyki. Mijały miesiące nauki, a ja, w odróżnieniu od moich znajomych, ani nie potrafiłem mówić po angielsku, ani nie rozumiałem, co ludzie mówią do mnie w tym języku.

Moi znajomi podśmiechiwali się ze mnie, mówiąc:

– Chyba nie ma większego językowego beztalencia niż ty. Nigdy nie nauczysz się języka obcego. Nie ma szans.

Po odejściu z sekty wróciłem do drugiej klasy technikum wieczorowego. To był początek lat 90. Dziś trudno w to uwierzyć, ale wtedy stosunkowo niewielu uczyło się języka angielskiego, trudno też było sobie wyobrazić, do czego można byłoby go użyć. Pomyślałem sobie jednak: Jeśli nauczę się angielskiego, to będzie oznaczało, że nie jestem taki głupi jak sądzę. (Powiedzieć, że miałem wtedy bardzo niskie poczucie wartości, byłoby poważnym niedomówieniem.) To była cała moja motywacja. Zacząłem się uczyć. Kupiłem podręczniki do angielskiego i czytałem je od deski do deski. Później zacząłem brać korepetycje. Gdy się nawróciłem, postanowiłem również czytać Biblię po angielsku, choć na początku w ogóle nie rozumiałem, co czytam. Uczyłem się tego języka przez pięć dni w tygodniu, od godziny do pięciu godzin dziennie.

Szło mi jak krew z nosa. Nie miałem daru, ale podjąłem decyzję, że się nauczę. Po 21 miesiącach od podjęcia tej decyzji przystąpiłem do matury z języka angielskiego. W szkole, do której uczęszczałem, nigdy nie uczono angielskiego, więc abym mógł przystąpić do egzaminu maturalnego z tego przedmiotu, dyrektor szkoły musiał złożyć podanie do kuratorium. Zadecydowano, że do egzaminu przystąpię w szkole żeglugi śródlądowej w Koźlu. Najpierw pojechałem tam z moim dyrektorem i przed komisją zaliczyłem materiał ze szkoły średniej z zakresu języka angielskiego. Zdałem na ocenę dobrą. Później pojechaliśmy tam ponownie na egzamin maturalny z języka angielskiego i również zdałem na ocenę dobrą. Byłem jedynym takim przypadkiem w historii mojej szkoły.

Po wakacjach pojechałem uczyć się do szkoły biblijnej w Anglii. Tam po kilku miesiącach zacząłem całkiem nieźle rozumieć ten język.

____________________

šGdy Bóg powołał mnie na misje, wiedziałem, że powinienem wyjechać do krajów byłego Związku Radzieckiego. Wiązało się to z potrzebą opanowania języka rosyjskiego. Tutaj jednak zderzyłem się ze ścianą. Angielski przychodził mi z dużą trudnością, ale nauka rosyjskiego to był prawdziwy dramat. Ściana. Nic nie wchodziło mi do głowy. Czułem się totalnym językowym beztalenciem.

Uczyłem się godzinami. Czytałem książki. Wydawałem pieniądze na korepetycje, ale nie potrafiłem się nauczyć. Mój mózg nie zapamiętywał słów, nie potrafiłem przyswoić sobie wymowy, nic nie rozumiałem.

Uczyłem się rosyjskiego przez cztery lata i nic. Gdy wyjechałem z Johnem Daigle na swoją pierwszą podróż misyjną na Ukrainę, załamałem się. Po kilku latach nauki nie tylko nie byłem w stanie rozmawiać po rosyjsku, tak naprawdę prawie nic nie rozumiałem. Jednak nie zraziłem się tym. Wiedziałem, że moim przeznaczeniem jest praca wśród rosyjskojęzycznych. Rozumiałem, że muszę opanować biegle ten język, więc postanowiłem, że będę uczył się tak długo, jak długo będzie trzeba. Rok później ukończyłem po rosyjsku seminarium na wschodniej Ukrainie, a potem wykładałem po rosyjsku w szkołach biblijnych takie przedmioty jak hermeneutyka, przywództwo, biblistyka, czy historia kościoła.

Nie mam daru do języków. Nauka nie przychodziła mi z łatwością. Nie mam słuchu, nigdy więc nie potrafiłem przyswoić sobie poprawnej wymowy (nad czym boleję), czy też doskonale opanować gramatyki tych języków, ale nauczyłem się ich na tyle dobrze, że potrafię się nimi posługiwać, a nawet tłumaczyć.

Nauczyło mnie to, że nie do wszystkiego trzeba mieć dar, wystarczy mieć charakter.

Często słyszę ludzi, którzy mówią: Nauczyłbym się języka, gdybym miał do tego talent. Opanowałbym daną umiejętność, gdybym miał dar.

Myślę sobie wtedy: Aby nauczyć się, najprawdopodobniej nie tyle potrzebujesz talentu, co charakteru.

Oczywiście, jeśli nie masz do czegoś talentu, nigdy nie będziesz w tym mistrzem. Najprawdopodobniej, niezależnie od tego, jak wiele pracy wkładałbym w opanowanie języków, nigdy nie będę miał doskonałej wymowy, ani też nie zostanę wybitnym lingwistą, czy też ponadprzeciętnym tłumaczem. Udało mi się jednak opanować angielski i rosyjski na wystarczającym poziomie, aby dostatecznie dobrze wykonywać swoją pracę i budować wartościowe relacje z obcokrajowcami.

Aby na dobrym poziomie opanować potrzebne nam umiejętności często nie potrzeba mieć w danej dziedzinie talentu, wystarczy mieć charakter.

 Praktyczne zastosowanie

  1. Uświadom sobie, jakie umiejętności potrzebujesz opanować.
  2. Przestań wierzyć w to, że nie jesteś w stanie ich opanować.
  3. Skończ z wymówkami typu: Opanowałbym daną czynność, ale nie mam do tego daru.
  4. Podejmij decyzję, że opanujesz daną umiejętność i przystąp do działania.
  5. Działaj.
  6. Wytrwaj, przynajmniej do momentu, kiedy opanujesz daną umiejętność na dostatecznie dobrym poziomie. (Nie we wszystkim musisz być mistrzem.)

Zobacz inne wpisy w tej kategorii:

6 komentarzy

  1. Estera

    Bardzo inspirujące.
    Warto czerpać z doświadczeń innych.

  2. Ela Stawnicka-Zwiahel

    Zachęciłeś mnie (kolejny raz) bym się nie poddawała w nauce języka angielskiego. Jako wykształcona osoba czuję się trochę jak „kaleka” w środowisku, gdzie wszyscy sprawnie rozmawiają w tym języku. Jest dla mnie szansa:-) Zatem chcę zaplanować te wakacje pod kątem codziennego czytania Biblii w jęz. ang. Wstąpiła we mnie wiara, że krok po kroku zacznę mówić w tym języku – tym bardziej, że już mam podstawy i sporo rozumiem… Kolejnym razem jesteś „szturchańcem” Pana Boga, który mi nie pozwala stać za długo w jednym miejscu. Pozdrawiam Cię Andrzeju…

  3. Andrzej Mytych

    Dzięki Ela. Życzę powodzenia. Wierzę, że Ci się uda!

  4. Dorota Doskocz

    Kolejny raz Bóg przemówił do mnie w sprawie nauki angielskiego. Bardzo dziękuję i pozdrawiam! Całuski dla Szymka!

  5. Gosia Odforska

    Dziekuję Ci bardzo, borykam sie od jakiegoś czasu z tym, ale dzisiaj uswiadomiłam sobie, że jezeli naprawdę się czegoś chce, to jestem w stanie to zrobić z bożą pomocą. Super artykuł, pozdrawiam i dzięki. 🙂

  6. Andrzej Mytych

    Małgorzata, dzięki. Powodzenia! Dasz radę:)

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *